Czy poszedłbyś na występ tancerek XXL, takich jak zespół Danza Voluminosa?
Prof. Rebecca Peebles z Uniwersytetu w Stanford przeprowadziła badania z których wynika, że odwiedzanie stron "pro-ana" gloryfikujących anoreksję zwiększa ryzyko, że dana osoba dozna zaburzeń odżywiania.
Ruch "pro-ana" jest ideologią, w której dążenie do bycia chudym jest postrzegane jako droga do ideału. Zrzeszone w nim anorektyczki postrzegają swoją chorobę jako styl życia i alternatywny sposób odchudzania będący po części świadomym wyborem.
Naczelnym hasem ruchu jest zdanie wypowiedziane przez Christophera Marlowe, "quod me nutrit me destruit" – czyli "to, co mnie żywi, niszczy mnie".
Głównym miejscem publicznego funkcjonowania ruchu pro-ana jest właśnie Internet. Specjaliści ostrzegają, że fakt znajdowania w sieci podobnie myślących osób oraz tworzenie z nimi wspólnoty gloryfikującej anoreksję i wspierającej się nawzajem jest czynnikiem pogłębiającym chorobę.
W momencie, gdy choroba staje się już zauważalna przez najbliższe otoczenie, anorektyczki uciekają do sieci, znajdując tam sprzymierzeńców. Wyznawczynie ruchu aktywnie uczestniczą w dyskusjach na tematycznych forach, prowadzą blogi, doradzają sobie wzajemnie jak ograniczać jedzenie, oszukiwać lekarzy, rodziców i szpitalny personel.
Peebles stwierdziła, że im więcej stron pro-ana odwiedza dana osoba, tym większe jest ryzyko, że dozna zaburzeń odżywiania. Z kolei dla osób, które już mają takie problemy, portale czy blogi promujące anoreksję i chorobliwą szczupłość są źródłem informacji o tym, w jaki sposób skutecznie się głodzić i jak unikać jedzenia. Ruch pro-ana pełni też pewną ważną dla jego członków funkcję psychiczną – utwierdzają ich w mylnym przekonaniu, że to, co robią jest nie tylko jest słuszne, ale też czyni ich wyjątkowymi.
Promowanie ruchu pro-ana, także w sieci jest zakazane w niektórych europejskich krajach, np. we Francji.
W Polsce prowadzenie tego typu stron nie jest nielegalne. Zgodnie z obowiązującym prawem moderatorzy poszczególnych serwisów nie mają obowiązku ich usuwania, a nawet – nie mają prawa ograniczać wolności słowa. W Polsce nie powstał jeszcze żaden odgórny kodeks, normujący praktyki w takich sytuacjach.