Czy poszedłbyś na występ tancerek XXL, takich jak zespół Danza Voluminosa?
Wczoraj minister Michał Boni, wiceszef MSWiA Adam Rapacki oraz komendant główny policji Andrzej Matejuk debatowali na temat błędów zawartych w nowej ustawie o dopalaczach. Politycy zastanawiali się, jak je rozwiązać.
Stwierdzono, że zawarte w niej przepisy mocno ograniczają działania policji związane ze zwaczaniem handlu tymi środkami psychoaktywnymi. Przykładowo, funkcjonariusze, gdy podejrzewają kogoś o produkcję lub handel dopalaczami, nawet na dużą skalę - nie mogą nawet założyć potencjonalnemu przestępcy podsłuchów.
Nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii miała być sposobem na walkę z dopalaczami. Sejmowa komisja zdecydowała, że odtąd "wytwarzanie i wprowadzanie do obrotu" podejrzanych substancji będzie ścigane na podstawie prawa administracyjnego (zgodnie z art. 52 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii).
Paradoksalnie zapis ten niejako wiąże policji ręce... Zgodnie z zapisem, za handel i wytwarzanie niebezpiecznych dopalaczy grozi wprawdzie kara, ale tylko pieniężna: od 20 tysięcy do miliona złotych. Egzekwowanie jej przyznano jednak sanepidowi na podstawie procedury administracyjnej, a nie karnej. Z kolei funkcjonariusze policji swoje czynności mogą prowadzić wyłącznie wobec przestępstw i wykroczeń. W praktyce oznacza to, że w sytuacji podejrzenia handlu dopalaczami ani policjanci, ani oficerowie ABW nie mogą zweryfikować informacji
podczas dalszych „sprawdzeń operacyjnych”, np. poprzez wnioskowanie do prokuratury i sądu o włączenie podsłuchu. Gdy zdecydują się na ten krok, narażają się tym samym na zarzut karny przekroczenia uprawnień.
W wyniku nowelizacji ustawy, prawdziwą policją antydopalaczową staje się sanepid. Czy oznacza to, że nowe antynarkotykowe prawo jest nieskuteczne i niemożliwe do egzekwowania?