Czy poszedłbyś na występ tancerek XXL, takich jak zespół Danza Voluminosa?
E-papierosy, które są alternatywą dla zwykłych wyrobów tytoniowych, wciąż budzą sporo kontrowersji. Reklamowane są jako skuteczny sposób na zerwanie z nałogiem - nie pozbawiają palaczy przyjemności zaciągania się nikotyną, ale nie dostarczają organizmowi substancji smolistych. Jednocześnie dotychczas przeprowadzono niewiele badań dotyczących bezpieczeństwa stosowania tego typu urządzeń.
Dr Thomas Eissenberg z Virginia Commonwealth University jako pierwszy zbadał rzeczywisty wpływ e-papierosów na palaczy. Już wcześniej amerykańska Administracja Żywności i Leków (FDA) zakazała importu tych produktów, ponieważ w ich dymie wykryto toksyczne związki chemiczne. Najnowsze badanie miało na celu sprawdzenie, czy użytkownicy elektronicznych papierosów faktycznie otrzymują to, za co płacą.
W eksperymencie przeprowadzonym przez zespół dr Eissenberga wzięło udział 16 palaczy, używających papierosów tradycyjnych i elektronicznych. Ochotnicy wzięli udział w czterech, oddzielonych 48-godzinnymi przerwami sesjach. Podczas pierwszej palili swoją ulubioną markę papierosów, podczas drugiej zaciągali się niezapalonym papierosem, a w czasie dwóch ostatnich "palili" dwie różne marki e-papierosów. W czasie trwania poszczególnych sesji naukowcy monitorowali rytm serca i zawartość nikotyny we krwi palaczy.
Producenci elektronicznych papierosów obiecują, że ich wyroby dostarczą organizmowi określoną, bezpieczną dawkę nikotyny bez konieczności wdychania szkodliwych substancji zawartych w tytoniu. Badanie amerykańskich naukowców wykazało jednak, że testowane e-papierosy wcale nie dostarczają nikotyny. Nie tylko nie dostarczają jej mniej, niż tradycyjne papierosy, one nie dostarczają żadnych jej mierzalnych poziomów... Z tego względu, jak twierdzą autorzy badania, ich palenie jest tak samo efektywne, jak zaciąganie się niezapalonym tradycyjnym papierosem.